Przymykam oczy i daję się kołysać
jednostajnemu stukotaniu pociągu na torach. Zmęczone słońce chce już powoli
schować się za horyzont, ale odbija się jeszcze ciepłym złotem na szybie,
ogrzewając moje zamknięte powieki. Oddycham głęboko i daję się ponieść nutom
rozbrzmiewającym w słuchawkach. Dryfuję jak pyłek, który za moment wyleci przez
uchylone okno, porwany przez pęd wiatru, niesiony gdziekolwiek przez setki
kilometrów. Byle dalej, byle nie wiadomo dokąd. W brzuchu czuję to dziwne
uczucie ekscytacji, jak za każdym razem, kiedy z plecakiem i torbą oddalam się
od domu. Wtapiam się w siedzenie, tupię niezauważalnie nogą w rytm muzyki, by
nie zwrócić uwagi pasażerów na to, jak w środku drży każda moja tkanka.
Wraz ze spiralą dźwięków
wybuchającymi różnymi odcieniami podnoszą się włoski na moich rękach, czuję
natarczywe trzepotanie w środku - coś chce się uwolnić i lecieć. Dostać w twarz
silnym wiatrem, widzieć wstążki rzek w dole, kwadraty pól uprawnych, ośnieżone
szczyty. Wznosić się coraz wyżej. Czuć dreszcze przenikające do trzewi. Czy to
ciarki z wrażenia, czy po prostu zimno spowodowane wzniesieniem się na
wysokość? Chmury w jednym momencie rozszczepiają się i wylewają promienie
światła na ziemię. Jestem taka malutka w obliczu potęgi natury. Dławię się
powietrzem, łapię je łapczywie na zapas - kto wie, co czeka mnie u celu tej
podróży? Gdzie zaniesie mnie wiatr, tak kapryśny, że bawi się wszystkim, co
złapie?
Czasami czuję się jak w za
ciasnym ubraniu. Wyobrażam sobie po tysiąckroć, że napięte guziki koszuli nie
wytrzymują i pękają, a to co w środku, tak długo uśpione, wreszcie unosi się,
rozpościera skrzydła i daje upust potrzebie wolności.
***
Droga może stanowić metaforę
ucieczki od dotychczasowego życia, porzucenia wszystkiego w jednym momencie,
trzaśnięcia drzwiami i warkotu silnika, spod którego wznoszą się tumany kurzu.
Czasem podróż jest też wędrówką w głąb siebie, próbą odpowiedzenia sobie na
pytanie, kim tak naprawdę jesteśmy i dokąd zmierza nasze życie.
W związku z tym tematem
chciałabym podzielić się kilkoma tytułami, ewidentnie należącymi do kina drogi,
a po obejrzeniu których czułam w sobie chęć zamknięcia drzwi na klucz i
ruszenia jak najdalej przed siebie.
Dzikość serca Wild at heart (1990)
Młodzi
kochankowie stojący w opozycji do całego świata, zakazana, nieakceptowana przez
matkę dziewczyny miłość i ucieczka młodych na południe Stanów Zjednoczonych.
Nastrojowe kino, widoczny jest tutaj charakterystyczny dla Lyncha klimat, a
słodka dwójka głównych bohaterów to postacie z pewnością nietuzinkowe i
interesujące.
Znikający punkt Vanishing Point (1971)
Opowieść
skupiająca się na byłym kierowcy rajdowym, który zakłada się, że dowiezie
samochód z punktu A do punktu B w określoną ilość czasu. Dryfuje on swoim
pojazdem przez Stany, a popełniając wykroczenia drogowe, zaczyna uciekać przed
policją. Wielką rolę odgrywa tu klimat i muzyka. Film można uznać za obraz
amerykańskiego społeczeństwa przełomu lat 60 i 70.
Urodzeni mordercy Natural Born Killers (1994)
Historia kochanków - seryjnych morderców którzy ruszają przez Stany, dla zabawy
wykańczając napotykanych po drodze ludzi. Z czasem stają się idolami i
bohaterami amerykańskich obywateli. Pojechany, mocny film, negujący media i
krytykujący współczesne społeczeństwo.
Thelma & Louise (1991)
Bardzo klimatyczny, jeden z moich ulubionych. Historia dwóch kobiet, które
zabijając człowieka, uciekają w kierunku Meksyku. Wolność i babska przyjaźń -
to dwa hasła, z którymi od razu kojarzy mi się ten obraz. Polecam!
Wszystko za życie Into The Wild (2007)
O buncie jednostki przeciwko całemu światu, o chłopaku, który porzuca swoje
wygodne życie i wyrusza na Alaskę, by żyć z dala od cywilizacji. Ze strony
muzycznej i wizualnej - piękny, ale nieco mieszane odczucie względem głównego
bohatera.
Sekretne życie Waltera Mitty
The Secret Life of Walter Mitty (2013)
Tytułowy Walter Mitty to nieco zagubiony w świecie wyobraźni,
nieśmiały marzyciel, który wkrótce wyrusza w niewiarygodną podróż na drugi
koniec świata. Może i naiwny, może i słodki, ale jednocześnie naprawdę piękny obraz,
z wyborną muzyką. Ten film to lekarstwo na kiepski nastrój, podnoszący na
duchu, ciepły i dający nadzieję.
To tytuły, które od razu przychodzą mi na myśl, jeśli mówimy o motywie podróży w filmie. Jeśli nie widzieliście, polecam, a zwłaszcza Thelmę & Louise i Waltera Mitty :) A obrazy z podobnej beczki, które planuję
w bliskiej przyszłości nadrobić, to między innymi:
Bonnie & Clyde (1967)
Easy Rider (1969)
Dzienniki motocyklowe (2004)
W drodze (2012) - na podstawie
książki Jacka Kerouaca, którą także planuję przeczytać :)
Lecę tam, gdzie nie ma jesieni,
tam, gdzie słońce prześlizguje się po skórze a przed oczami zakrętów brak.
Gdzie w kabriolecie pędzę, a wiatr zwiewa szal z głowy i podrywa go w
powietrze jak latawiec.